Placki ziemniaczane - najlepsza wersja

Powinnam była zatytułować ten wpis "Placki pyrowe", bo, cytując klasyka:


Wszystkie buraki mówią na pyry ziemniaki.

Pyr u babci był zawsze dostatek. Gospodarstwo zobowiązywało i na polu zawsze były pyry.
Wykopki, zbieranie stonki, ognisko z pieczonymi pyrami zakopanymi w żarze dogasającego ogniska i te klimaty.
Dlatego też zostałam nauczona przygotowania niezliczonej ilości dań z pyr.  Zapiekanek, bab ziemniaczanych pyrowych, no i placków!





Klasyka nad klasykami to po prostu starte na tarce pyry, koniecznie z dodatkiem startej cebuli, sól pieprz, jajko, odrobina mąki. Wyrobioną masę smażymy na dobrze rozgrzanej patelni i zajadamy po łokcie.

Cale dzieciństwo placki były pochłaniane przeze mnie w niezliczonej ilości, zawsze koniecznie z cukrem.
Wyższym poziomem wtajemniczenia były kleksy kwaśnej śmietany.



Ale nic, absolutnie żadna wersja placków nie dorówna plackom ziemniaczanym z jajkiem sadzonym. Tej wersji nie da się pochłonąć w dużych ilościach, dlatego, że kluczem jest proporcja jedno jajko - jeden placek.

Kwintesencja to rozlewające się po placku żółtko.



Ilekroć opowiadam komukolwiek o tej wersji placków, wszyscy przecierają oczy ze zdumienia, ale zapewniam Was, że nie ma lepszej wersji!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz