Subiektywny przegląd tygodnia #12

Kolejny pracowity tydzień za nami.

Przerwa od remontowych spraw rozleniwiła nas na tyle, że nie za bardzo mamy ochotę drgnąć z tematem dalej. Wciąż czeka na nas parę grubych tematów, za które trzeba się po prostu wziąć. Najważniejszą rzeczą teraz jest ogród, który po budowie jest jednym wielkim pobojowiskiem, a nie ogrodem. Ale o tym jeszcze zdążymy pogadać.

Tymczasem, relaksując się przed kolejnym tygodniem pełnym wyzwań zapraszam, tradycyjnie na subiektywny przegląd tygodnia.
Bierzcie do ręki kubek kawki/herbatki/kakauka/kieliszek wina i have fun!


PONIEDZIAŁEK

Absolutnym przypadkiem, czyli rozmową z AXI odkryłam grę na telefon i przepadłam.
Już dawno nie instalowałam nic na telefon, bo i tak nie miałam kiedy grać, a tylko cenne miejsce na telefonie zabierało. Ale nie tym razem!

Polecam każdemu, kto potrzebuje zgubić w życiorysie parę godzin.

AXI, już gram, już wiem co to, wyzwij mnie na pojedynek!




WTOREK

Gdyby ktoś miał wątpliwości śpieszę donieść, że mamy wiosnę. Prawdziwą. Poznaję to głównie nie po tym, że słoneczko jakby jaśniejsze, trawa jakby bardziej zielona, powietrze cieplejsze, nie. Psa trzeba czesać 3 razy częściej, odkurzać 8 razy częściej, kłaków na podłodze i powietrzu 7 krotnie więcej. Nie nadążam.




ŚRODA

Do wschodzących pomidorków doszła wschodząca cukinia!
Jestę ogrodnikię! W połowie/końcówce kwietnia zasadzę to wszystko do ziemi i będzie jeszcze fajniej!




CZWARTEK

Pierwszy rzut świątecznych zakupów.
Jak to bywa w pierwszym lokum, kiedy Święta spędza się poza rodzinnym domem okazuje się, że nie ma się nic. Ani jednego kurczaczka, ani jednego baranka, nie mówiąc o jakimkolwiek obrusie Wielkanocnym na stół.
Shoping time!

PIĄTEK

To był idealny dzień, aby swoje przemęczenie i lenistwo zrzucić na przesilenie wiosenne, zawahania ciśnienia, temperatury i w ogóle pogodę.
Pragnienie weekendu było tak ogromne, że nawet kiedy Małż zaproponował zakupy stwierdziłam, że nie chce mi się wysiadać nawet z auta, a wizja przespanej całej soboty napawała mnie taką radością jak wizyta w Disneylandzie. Oczywiście w sobotę wstałam o 7.30! Tak jest zawsze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz