Domowe zawsze lepsze

Zawsze obiecywałam sobie, że nie popadnę w paranoję odnośnie własnej produkcji żywności. Chemia jest obecna we wszystkim i nie sposób tego uniknąć.Niemniej jednak odkąd żyjemy na wsi, w naszym Morrinelandzie, łatwiej jest o dostęp do naturalnych produktów. 

Do jaj od kur swobodnie biegających po wybiegu i jedzących to, co sobie wygrzebią. Do mleka od krów pasących się na zielonym pastwisku pod lasem. Jedyne z czym mam jeszcze problemy to mięso. Nie jestem w stanie przerobić całej świni. Może i przerobić to nie jest wielkie wyzwanie, ale przechować to zupełnie inna historia.
Jak dziś pamiętam smak pierwszej spróbowanej przeze mnie wędliny domowego wyrobu. Również jak dziś słyszę opinię mojej mamy, która widząc jak się zajadam kolejnymi plastrami polędwicy powiedziała, że była przekonana, że nie będzie mi smakować, gdyż była przekonana, że zwycięży przyzwyczajenie do „sklepowych” wyrobów. Miałam wtedy mniej niż 10 lat, a wędliną częstowała nas sąsiadka, której rodzina żyła na wsi i często takie produkty gościły u nich na stole.
Nie ma co rozpisywać się nad wyższością domowych wyrobów nad kupnymi produktami. To jak dyskusja o wyższości gruszki nad jabłkiem. Nie da się porównać. Tu po prostu chodzi o sentyment. O smak i zapach dzieciństwa. O wspomnienie, że takie wyroby skupiały w gospodarstwie najbliższe sąsiedztwo, które poza ciężką pracą nad przerobieniem 200 kg mięsa nadrabiało zaległości towarzyskie z okresu od ostatniego przetwórstwa.






Tęskniąc głównie za atmosferą tamtych wydarzeń postanowiliśmy z Małżem zadbać o własną wędzarnię. Bardziej my postanowiliśmy, a Małż zadbał. Biorąc pod uwagę fakt iż Małż dwóch lewych rąk nie ma zrobił magiczny trik i z paru desek sklecił wędzarnię. Na pierwszy ogień (dosłownie) poszła ponad 100 letnia jabłoń, która skończyła żywota usychając. Jej gałęzie posłużyły jako opał do wędzarni.




Szczerze powiem, że spodziewałam się większego natłoku pracy. Zrobienie dobrej kiełbasy nie jest trudne. Trzeba dopilnować jedynie paru szczegółów.
Przede wszystkim ważna jest maszynka do mielenia mięsa. Główną rzeczą o jaką chodzi są różnego rozmiaru sitka, aby dobrać odpowiednią grubość mielenia mięsa oraz nakładka masarska. Reszta idzie już z górki.



Najbardziej cieszy mnie fakt, że przyprawy można dobrać całkowicie pod swój gust i upodobanie. W zupełności, jak dla mnie wystarcza sól, pieprz, majeranek, czosnek i jałowiec.




Natomiast najmniejszy, ale to naprawdę najmniej kłopotliwy problem to zjedzenie całego zapasu. Smak jest tak nieprawdopodobnie rewelacyjny, że kiełbasa sama znika z lodówkowej półki.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz