A u Was, co jada się na Wigilię?

Tym pytaniem koleżanka z pracy wyrwała mnie z zamyślenia nad arkuszem excella.

No jak to co? to co wszędzie...

O naiwności.
To znaczy ja wiem, że każdy zakątek Polski to inne zwyczaje i tradycje, że tutaj Gwiazdor, tam Mikołaj, tam zupa grzybowa, a tam barszcz, ale żeby kolacja wigilijna tak diametralnie różniła sie między Mazowszem a Lubelszczyzną to dla mnie ogromne zaskoczenie, zwłaszcza, że mam rodzinę na Lubelszczyźnie, więc tym bardziej mi się w głowie nie poskładało.







Dlatego też postanowiłam opisać potrawy, które zawsze znajdują się na moim stole wigilijnym i bez których Świąt po prostu nie ma.

BARSZCZ CZERWONY Z USZKAMI

Jako pierwszy na stole pojawia się aromatyczny, rozgrzewający barszcz czerwony, koniecznie z uszkami.  Uszka napełnione są farszem z kapustą i grzybami. Nic więcej.


 Tu mamy różne modyfikacje i wariacje na temat dodatków. Barszcz można podawać z pierogami, lub krokietami. Wszystko jedno. Nie zmienia się jedynie fakt, że to pierwsze danie. Żadna tam grzybowa, żadne inne wymyślne rzeczy. Czerwony barszcz. Pikantny i lekko kwaśny.

Kiedy pierwszy głów po całodniowym poście zostanie już zaspokojony zupą na stół podawane są ciepłe potrawy a wśród nich:

PIEROGI Z KAPUSTA I GRZYBAMI

Pomimo, iż ten sam farsz był  podawany w uszkach pierogi podawane są w moim domu jako oddzielna  potrawa.



Wynika to tylko i wyłącznie z faktu, iż farsz taki robimy raz w roku, na Wigilię i Święta, dlatego smakują nam tak wyjątkowo iż zasługują na oddzielne danie.
Tutaj wariacje jakie powstają na temat pieroga to forma podania. Można je podać prosto z wody, odsmażyć, podać z cebulką, lub w formie pieczonych pierogów drożdżowych. Każda wersja smakuje wyjątkowo.

Jedną z ważniejszych potraw, takich wyczekiwanych całym rokiem jest

KARP
W galarecie lub smażony panierowany. Najczęściej i taki i taki, bo nie mogę się zdecydować. Smażony najlepszy jest w wigilię, kiedy panierka jest chrupiąca. Odgrzewany nie ma już takiej magii.
Natomiast karp w galarecie to obowiązek. Nie ma bez niego świąt. Przygotowanie wywaru do galarety jest czasochłonne, ale dopiero jego zapach, na 2 dni przed wigilią mówi wszystkim domownikom, że Święta naprawdę są tuż tuż.





ŚLEDZIE
To jedyna rzecz, jaką robię tylko symbolicznie. Nie znoszę śledzi. Natomiast cała rodzina musi je mieć na stole, dlatego też się na nim pojawiają.
W śmietanie, w oleju z cebulką, pod pierzynką z jabłkiem, w formie koreczków z pumperniklem i pastą jajeczną.



KUTIA

To jest potrawa, która wyparła moje tradycyjne kluski z makiem. Moja babcia zawsze robiła kluski z makiem, które były wyjątkowo pyszne, to na nie zawsze czekałam. No dobra, bardziej czekałam na wyjadanie masy makowej ;) Ale odkąd Tata dał nam przepis na kutię przesiadłam się na tą wersję deseru z maku.


Ta słodka mieszanka maku, bakalii i miodu jadana jest pod koniec kolacji, po wcześniejszym polaniu słodką śmietanką.



Na stole gości również wiele zimnych przekąsek. Aromatyczny zestaw ryb wędzonych, jedzonych z chlebem. Różnego rodzaju sałatki, w tym jarzynowa, a Małż przywiózł ze sobą tradycję przygotowywania na Wigilię ryby po grecku.



Po obfitej, sytej, rybnej kolacji przychodzi czas na desery. Nie może zabraknąć makowca, aromatycznego, pachnącego korzennymi przyprawami piernika, delikatnego i puszystego sernika.



Tradycyjnie zasiadamy do kolacji gdy tylko pojawi się pierwsza gwiazdka na niebie. Albo gdy goście się już zjadą.

W ciągu całego roku nie ma tak magicznej kolacji, jak ta.

A Wy? Co szykujecie w tym roku na Wigilijną kolację?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz