Nie takie formalności straszne, jak je malują

Przed Tobą spis wszystkiego, czego potrzebujesz, żeby wbić szpadel po raz pierwszy we własną ziemię. Przecież nie ma lekko i nie możesz iść i robić na swojej działce czego chcesz, prawda? 



O niektórych pewnie jeszcze nie wiesz, ale już spieszę, żeby Ci pomóc, bo się nie znam to się wypowiem.
Przygotuj się na spis urzędowego języka, którym już za moment będziesz władać biegle.


Zanim pomyślisz o czymkolwiek, podstawą jest wypis z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
To taka skomplikowana nazwa dla dokumentu, który powie Ci, co gmina planuje w Twojej najbliższej okolicy, słowem, czy będziesz sąsiadował z niską zabudową jednorodzinną, czy dzielnicą fabryk. Może się też zdarzyć, tak jak to było w naszym przypadku, że Twoją wymarzoną lokalizacją będzie szczere pole, a co! Wolno Ci! Wtedy takiego planu nie ma. Bo gmina nie ma pojęcia co z tym ugorem zrobić. Wtedy potrzebujesz wydania decyzji o warunkach zabudowy.

Żeby przypadkiem nie kupić kota w worku te dokumenty możesz uzyskać zanim staniesz się właścicielem danej działki.

Chcesz wiedzieć, czy w Twojej okolicy za 5 lat powstanie lotnisko albo autostrada? Marsz do Urzędu Gminy.



Z gorszych formalności czeka Cię załatwienie warunków technicznych przyłączy, czyli dokumentu dotyczącego sposobu doprowadzenia do Twojego domu mediów. Bez prądu nawet nie zaczniesz budowy, bo przydałoby się gdziekolwiek podpiąć betoniarkę. Woda też się przyda. W takich warunkach technicznych będzie określone, w którym miejscu przyłączysz media w swoim domu, z jakich materiałów będzie wykonane przyłącze, ale też musisz określić ich zużycie, czyli ilość oraz cel. My na przykład na samą budowę podaliśmy minimalną ilość prądu, po czym po podliczeniu ile tego prądu zużywa sama kuchenka trzeba było zmieniać umowę z energetyką. Zróbcie to skrupulatnie, żeby zaoszczędzić sobie nerwów i dodatkowego jeżdżenia po placówkach.

Zanim jednak załatwisz warunki techniczne przyłączy musisz je na czymś nanieść. Niezbędne będzie kupienie mapy zasadniczej. Nie dość, że ją kupisz, to jeszcze musisz grzecznie poprosić, oczywiście z załącznikiem pieniężnym geodetę o jej uaktualnienie.

Od posiadania mapy zasadniczej do mapy do celów projektowych dzieli Cię już tylko krok. Wydział geodezji musi po prostu ją zatwierdzić i powiedzieć:

Tak, ta mapa nadaje się do celów projektowych.
Na takiej mapie naniesione musi być położenie budynku, podjazdu, którędy będą przebiegać przyłącza, szambo, oczyszczalnia, piwnica, pyry, które sobie zasadzisz na działce. Mniej więcej tak.



Projekt, to kolejny dokument, bez którego budowa nie ruszy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy projektem okazała się książka formatu A4, o liczbie stron 168. Sto sześćdziesiąt osiem. Z rozkładanymi planami wewnątrz księgi,  co w sumie daje nam jeszcze więcej stron. W 4 egzemplarzach. Jeden dla wykonawcy, drugi dla Ciebie, pozostałe dla Urzędów. O tym jak wybrać idealny projekt, gaworzyliśmy sobie już wcześniej (klik).

Nie zrażajcie się jednak ilością formalności. W 2015 roku odchodzi obowiązek uzyskania pozwolenia na budowę. Teraz wystarczy zgłosić budowę z projektem budowlanym, co niesie za sobą skrócenie formalności i spore ułatwienie w dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik.



Pamiętam, że sporym ułatwieniem dla mnie i Małża było upoważnienie wykonawcy do załatwienia za nas tych wszystkich formalności, czym zaoszczędziliśmy sporo czasu na bieganie po Starostwach i Urzędach, bo wiadomo, nikt umowy na dostawę energii elektrycznej za Was nie podpisze. Pamiętam też, że straszono nas ogromnymi kosztami, koszmarem Urzędniczym, rzucaniem przez Urzędy kłód pod nogi, a tak naprawdę nie było problemu z żadnym pozwoleniem i żadnym papierem. Wystarczy pytać i wypełnić wszystko skrupulatnie.

Biały człowiek się buduje, biały człowiek to ogarnie! Howgh!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz