Amore pomidory!

Na początku roku stwierdziliśmy, że 3 odmiany nam wystarczą.
Cherry, bo wygodne do sałatek i szaszłyka na grilla. Malinowe, bo smaczne na kanapce. Bawole serca, bo podobno najlepsze do suszenia i na przetwory.    






Kupiliśmy po jednej małej paczce każdej odmiany, co zaowocowało codziennym przetwórstwem. Wszędzie są pomidory! Dodajemy je do wszystkiego, do czego tylko się da. Najsmaczniejsze są takie koślawe, niedoskonałe, za to z rewelacyjnym kolorem i zapachem.

Dlatego kiedy obudziłam się rano i tradycyjnie moje oczy skierowały się w stronę ekranu telefonu i zobaczyły ten przepis, zapadła decyzja "co na śniadanie".

Robi się je turbo szybko, aczkolwiek nie byłam przekonana do zapiekanych pomidorów. Jest taka zależność, irytująca zależność. Pomidory parzą jak cholera, a kiedy ich temperatura pozwala na swobodne jedzenie, reszta jest już zimna. Ale nie w tym przepisie.

Okazuje się, że całość jest naprawdę pyszna. Z paroma modyfikacjami. Nie miałam kolendry, to raz, a dwa, kiełbaskę chorizo zastąpiłam normalną, zwykłą, którą najpierw podsmażyłam na patelni.






Następnym razem skrócę jeszcze czas pieczenia i będzie idealnie, bo żółtko wyszło mi nie do końca płynne. 

Jeśli też skusicie się na wypróbowanie tego przepisu dajcie znać jak Wam smakowało. Jest naprawdę fajne!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz