Korzyści płynące z planowania są ogromne.

Dawno temu, jeszcze we wrześniu miałam okazję być na fantastycznym wydarzeniu "Diamenty Sprzedaży".  Jednym z prelegentów był Brian Tracy.

Osobom, które mają jakąkolwiek styczność ze sprzedażą polecam gorąco przybliżenie sobie wymienionej postaci i zapoznanie się z jego twórczością.

Cała przemowa dotyczyła sprzedaży oraz tego jak być lepszym sprzedawcą, jak znaleźć motywację do działania z wieloma konkretnymi przykładami i metodami, które, gdybym była handlowcem wykorzystywałabym każdego dnia.




Ja akurat ze sprzedażą nie mam bezpośredniego kontaktu, ale jedno zdanie zapadło mi w pamięci bardzo:

Korzyści płynące z dobrego planowania są ogromne. Szacuje się, że każda minuta poświęcona na planowanie pozwala zaoszczędzić 10 minut pracy. Porażka w planowaniu to planowanie porażki.

Mając w głowie ten cytat postanowiłam, że uzupełniając moją listę postanowień, którą Wam również udostępniłam, szczególną uwagę zwrócę na planowanie.

Zawsze korzystałam z kalendarzy w telefonie czy komputerze, po czym każde przypomnienie zbliżającego się terminu odkładałam na później, później i jeszcze później, po czym odkładałam je na... nigdy.



Z kalendarzem papierowym było zawsze tak samo. Największą przyjemność sprawiało wybieranie odpowiedniego i oczywiście najpiękniejszego egzemplarza, zapisanie w nim niezbędnych dat urodzin, kilka bliższych czy dalszych terminów i kalendarz szedł w zapomnienie. Przypominałam sobie o nim w grudniu, pomimo, że był cały pusty.

W tym roku również nabyłam kalendarz, ale w znacznie mniejszym formacie, licząc, że jego małe gabaryty pozwolą zawsze mieć go przy sobie i zajrzeć do niego kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.

Kalendarze do powieszenia na ścianie też zawsze odpadały. Nigdzie nie mogłam znaleźć kalendarza odpowiadającego moim oczekiwaniom, czy to pod względem estetycznym, czy funkcjonalnym. Zawsze takie kalendarze wiążą się z paskudnie tandetnymi krajobrazami, lub zdjęciami roślin obrobione w programach graficznych w wyjątkowo nachalny sposób. Ani to ozdoba mieszkania, ani przydatna rzecz.

Dlatego też w zeszłym roku wydrukowałam sobie kalendarz z ogólnodostępnych, darmowych stron i przyznaję szczerze, że nigdy, żaden nie przydał mi się tak bardzo!

Przede wszystkim od kalendarza oczekuję możliwości zrobienia notatek. Niedługich, hasłowych. Pierwsze kroki rano kieruję do kuchni, po kawę. Codziennie przechodzę koło lodówki, dlatego też kalendarz zajął zaszczytne miejsce właśnie na niej. Kiedy czekam, aż ekspres przygotuje kawę rzucam okiem na kartkę i widzę "Oczyszczalnia" co podpowiada mi, że trzeba dosypać bakterii, "śmieci", co oznacza, że trzeba wystawić śmietnik przed bramę, "weterynarz" i tak dalej i tak dalej.

Nie wyobrażam już sobie planowania bez takiego kalendarza, dlatego też w tym roku postanowiłam taki po prostu stworzyć.

















Minimalistyczny i bez nachalnych kolorów. Zaczynający się od poniedziałku, a nie od niedzieli. Bez zbędnych dodatków, fajerwerków i wodotrysków. Po prostu możliwość zapisania ważnych haseł. Po szczegóły zajrzę do mojego kieszonkowego kalendarza. I wszystkich innych planerów, które dzisiaj namiętnie tworzę i drukuję i sprawia mi to przeogromną frajdę. Mam nadzieję, że zapał szybko mi nie minie.

Jeśli macie ochotę, jestem jeszcze w świątecznym nastroju (to chyba przez ten długi urlop), chętnie podzielę się z Wami moim kalendarzem. Można go pobrać w wersji .pdf -> dokładnie tutaj.

Będzie mi wyjątkowo miło, jeśli mój kalendarz zawita na Waszych lodówkach ;)





2 komentarze:

  1. Bardzo lubię planować ;) Niby jestem rocznik '90, nie mniej moje plany ZAWSZE muszą być zapisane na papierze;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno zapisanie planu na papierze podnosi prawdopodobieństwo realizacji planu.
    A rocznik nie ma tu nic do rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń